Zgodnie z pomysłem kierownictwa resortu stomatolog byłby wybierany przez rodziców po narodzinach dziecka i dostawałby za jego leczenie stawkę kapitacyjną. – To szczytna idea, ale całkowicie nierealna – uważa dr Jerzy Gryglewicz z Uczelni Łazarskiego.
Fot. Pixabay.com
Ministerstwo chce, aby każdy Polak - obok lekarza pierwszego kontaktu - miał także swojego dentystę.
Zdaniem ekspertów, gdyby resort chciał realnie zadbać o zdrowie dzieci, wprowadzając stawkę kapitacyjną, musiałaby ona wynosić co najmniej kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy złotych.
– To szczytna idea, ale całkowicie nierealna, i to z dwóch powodów: finansowego i organizacyjnego – twierdzi dr Jerzy Gryglewicz z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. – Na leczenie zębów już dziś brakuje pieniędzy i bardzo ciężko będzie zmusić stomatologów, którzy od wielu lat wybierają inne, bardziej intrantne specjalizacje (takie jak implantologia) do mniej dochodowego leczenia dzieci.
– Leczenie dzieci jest dużo trudniejsze niż dorosłych. Wymaga większego nakładu pracy i nawet kilka razy więcej czasu – dodaje prof. Marek Ziętek, rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu i honorowy prezydent Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego. – Dziecko się boi, nie usiedzi nieruchomo jak dorosły, trzeba umieć do niego podejść, uspokoić je. To sprawia, że zabieg znacznie się wydłuża. Stomatologia dziecięca nie jest specjalizacją dla każdego.